Prof. Francis Fukuyama odebrał tytuł honoris causa UAM. Wygłosił też przemówienie, które przytaczamy w całości.
Przyjęcie tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu jest dla mnie zaszczytem najwyższej rangi. Fakt, że wyróżnienie to zostało mi przyznane właśnie w Polsce, ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż kraj ten odegrał znaczącą rolę w kształtowaniu mojego życia oraz światopoglądu. Po raz pierwszy odwiedziłem Polskę w lipcu 1989 roku. Pełniłem wówczas funkcję zastępcy dyrektora Biura Planowania Politycznego Departamentu Stanu USA i towarzyszyłem delegacji ówczesnego sekretarza stanu Jamesa Bakera, który przyjechał do Warszawy i Gdańska razem z prezydentem George’em H.W. Bushem. Miesiąc wcześniej odbyły się wybory kontraktowe, które jasno wskazywały, że Polska – podobnie jak Węgry – wkroczyła na drogę szybkiej transformacji demokratycznej.
Przypominam sobie, że spóźniłem się na odbiór bagażu i musiałem kupić sobie nowy garnitur. Okazało się, że ze względu na bardzo niski kurs złotego kosztował zaledwie trzydzieści dolarów. Pamiętam też, że nasz służbowy samochód – nowy model Volvo – wzbudził podziw polskiego kierowcy, który powiedział, że marzy, by pewnego dnia móc sobie pozwolić na takie auto. Wydarzenia, które rozegrały się w ciągu kolejnych dwóch lat, należały do najbardziej doniosłych w całym moim życiu. Polska konsekwentnie kontynuowała proces transformacji demokratycznej, upadł mur berliński, rozwiązano Układ Warszawski, a pod koniec 1991 roku doszło do rozpadu Związku Radzieckiego. Był to najgwałtowniejszy i najgłębszy proces rozszerzania sfery ludzkiej wolności w XX wieku – a być może w całych dziejach nowożytnego świata. Już od początku lat siedemdziesiątych świat zmierzał w kierunku demokracji – w procesie, który mój mentor, Samuel Huntington, nazwał trzecią falą demokratyzacji. Upadek komunizmu stanowił jej moment kulminacyjny.
W 2004 roku miałem zaszczyt uczestniczyć w spotkaniu w Watykanie, zorganizowanym niedługo po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Przy jednym stole zasiedli wówczas polski minister – były żołnierz ruchu oporu – oraz niemiecki minister – weteran Wehrmachtu. To spotkanie stało się dla mnie przejmującym symbolem urzeczywistnienia idei „Europy zjednoczonej i wolnej”.
Dziś świat wygląda zupełnie inaczej. Garnitury w Polsce kosztują znacznie więcej niż trzydzieści dolarów, a Polacy mogą kupować nie tylko Volvo, ale każdy samochód, jaki sobie wybiorą. Dochód per capita w Polsce przewyższył poziom notowany w wielu państwach członkowskich Unii Europejskiej, a kraj ten stał się jednym z kluczowych uczestników w kształtowaniu wspólnej polityki unijnej – w szczególności w odniesieniu do kwestii ukraińskiej.
Mimo tych spektakularnych przemian politycznych i gospodarczych obecna sytuacja nie napawa optymizmem. Około 2008 roku rozpoczął się odwrót od trzeciej fali demokratyzacji, który od tamtej pory systematycznie się pogłębia. Jedną z postaci zupełnie inaczej odczytujących wydarzenia lat 1989–1991 jest Władimir Putin. Dla niego rozpad Związku Radzieckiego nie był powodem do radości,lecz – jak sam wielokrotnie podkreślał – jedną z największych tragedii XX wieku. Od tamtej pory konsekwentnie dąży do odwrócenia skutków tego historycznego przełomu. W wielu krajach Europy partie o charakterze populistycznym i nacjonalistycznym zyskują coraz większe wpływy oraz rosnące poparcie społeczne. Część ich zwolenników uważa, że największym zagrożeniem nie są autorytarne reżimy Rosji czy Chin, lecz sama Unia Europejska. Co więcej, niektóre z tych ugrupowań – w co trudno uwierzyć – okazują sympatię wobec Moskwy i sprzeciwiają się udzielaniu Ukrainie pomocy wojskowej i gospodarczej w jej zmaganiach z rosyjską agresją. Niestety, Stany Zjednoczone również zostały dotknięte falą tego rodzaju populizmu.
Obecny prezydent wyraża podziw dla autokratycznych przywódców, takich jak Władimir Putin czy Xi Jinping, a jednocześnie przejawia ograniczone zainteresowanie współpracą z demokratycznymi sojusznikami. Co więcej, prowadzi wobec nich politykę konfrontacyjną, oskarżając ich o to, że przez dziesięciolecia „wykorzystywali” Stany Zjednoczone.
Świat, w który obecnie wkraczamy, nie będzie już oparty na liberalnych zasadach, które przez dekady stanowiły fundament ładu międzynarodowego ukształtowanego po 1945 roku. Obecne przywództwo w Waszyngtonie zdaje się zmierzać w kierunku odtworzenia XIX-wiecznego porządku opartego na dominacji wielkich mocarstw, w którym państwa mniejsze zmuszone są podporządkować się silniejszym sąsiadom. Tego rodzaju model nie zapewni globalnej stabilności – ambicje wielkich potęg nieuchronnie będą ze sobą kolidować. Nie prowadzi on również do dobrobytu, jeśli każde państwo będzie dążyło do pełnej samowystarczalności w ramach własnych granic. Jako obywatel Stanów Zjednoczonych z głębokim żalem stwierdzam wobec Państwa i innych Europejczyków, że świat sprzed 2016 roku bezpowrotnie odszedł. Ameryka, która wybrała Donalda Trumpa, jest krajem odmiennym od tego, w którym – jak mi się wydaje – żyłem w 1989 roku. W najbliższym czasie odpowiedzialność za przywództwo w świecie demokracji liberalnej będą musiały przejąć inne państwa. Mimo to ci z nas, którzy pozostają wierni fundamentalnym wartościom demokracji liberalnej, nie mogą tracić nadziei. Polska udowodniła półtora roku temu, że dryf w stronę autorytaryzmu nie jest procesem nieuchronnym i że obywatele wciąż mają realną możliwość dokonywania odmiennych wyborów. Ta zdolność do kształtowania decyzji politycznych jest darem bezcennym – darem, który każdy obywatel powinien pielęgnować i rozwijać.
Znaczną część życia poświęciłem badaniom nad instytucjami demokratycznymi oraz współpracy z organizacjami, takimi jak National Endowment for Democracy, które wspierają rozwój demokracji na całym świecie. Obecnie uważam, że najważniejsze zadanie, jakie przede mną stoi, dotyczy samych Stanów Zjednoczonych – kraju, któremu również zagraża niebezpieczny dryf w stronę rządów autorytarnych. Nadal niezwykle istotne jest, by ci z nas, którzy wierzą w przyszłość demokracji liberalnej, współpracowali ponad podziałami narodowymi. Musimy wspólnie przeciwstawiać się nasilającemu się autorytaryzmowi i przypominać naszym współobywatelom, jak wiele jest do stracenia.
W Polsce i w Stanach Zjednoczonych dorosło już całe pokolenie, które nie zetknęło się z realiami życia w systemie autorytarnym i przez to nie docenia w pełni funkcjonowania w wolnym społeczeństwie. To na nas, którzy pamiętamy tamte czasy, spoczywa odpowiedzialność za przekazanie tej wiedzy młodszym pokoleniom i wyjaśnienie, dlaczego wciąż wierzymy, że demokracja liberalna jest najlepszym dostępnym sposobem organizacji życia politycznego.
Serdecznie dziękuję za uwagę i za zaszczyt, jakim mnie obdarzono.
Prof. Francis Fukuyama