Profesor Wojciechowski tytuł profesora otrzymał w 2011 r. Jak mówi, dwie nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, funkcja dziekana, nagroda naukowa premiera RP, Unii Europejskiej czy Departamentu Stanu USA i ostatnio wyróżnienie NATO uczą go pokory, ale też i umacniają w przekonaniu, że „nigdy nie mów nigdy”.
Takie wartości wyniósł z domu – rodzicom wiele zawdzięcza. W pracy dydaktyka najważniejsza jest dla niego możliwość swobodnej wymiany myśli z drugim człowiekiem na wspólne tematy. Profesor lubi historię, co wynika z tradycji rodzinnych, dumy z dziadka Józefa, kawalerzysty, który w 1939 r. po bitwie nad Bzurą przedarł się do Warszawy i walczył dalej, ale i pamięci o innych członkach rodziny, którzy oddali życie za Polskę. Jego pasją jest kobudo, tradycyjna japońska sztuka walki kładąca nacisk na element praktyczności, a nie widowiskowości. Jest ona wymagająca, stąd też nawet osoba zaawansowana stwierdzi, że ciągle się jej uczy, wykorzystując nowe akcesoria, jak choćby nunczako. To nadal istotna część jego życia. – U obu moich synów (Miłosza i Iwa) dostrzegam pewne zalążki ku doskonaleniu nie tylko ducha, ale też i ciała, a taka jest filozofia kobudo – mówi. – Może zatem będzie komu przekazać pałeczkę.
Sport kochał od zawsze. Na ogół była to lekkoatletyka, przede wszystkim bieganie. Oprócz tego tenis, i to w obu postaciach. Dziś pozostały po tym zniszczone stawy kolanowe. Pytany o plany wakacyjne mówi, że spędzi je z synami i Kasią nad morzem. Później czeka go NATO-wska misja ekspercka, tym razem do państw Ameryki Łacińskiej, a na koniec wyprawa z przyjacielem Staszkiem. W tle jest natomiast realizacja planu odwiedzenia 70 państw świata, i profesor jest już blisko celu. Zatem „będzie się działo”.
Czytaj też: Nasz człowiek w NATO